Czy na pytanie z naszego tytułu odpowiedzieliście tak, czy nie? 😉 Bo my byśmy odpowiedzieli nie. I tutaj wchodzi prawo Betteridge’a. Jako agencja PR wzięliśmy to zagadnienie na tapet i tłumaczymy, o co w nim chodzi i jak podchodzą do tego dziennikarze.

Czym jest prawo nagłówków Betteridge’a?

Żyjemy w świecie, w którym dowolne treści są dla nas dostępne na wyciągnięcie ręki. Nic więc dziwnego, że często przeglądamy artykuły, zamiast je czytać w całości. Jest to w pewnym sensie również ślepota contentowa. Co więcej, nasze umysły nie przywykły do konsumowania tak dużej ilości informacji, jak ma to miejsce obecnie, dlatego zjawisko wybiórczego czytania pozwala nam w pewnym stopniu odciążyć mózg. Jednak owa wybiórczość ma swoje konsekwencje – możemy przegapić ważne szczegóły lub, co gorsza, dać się zwieść nagłówkom typu „click bait”.

Prawo Betteridge’a wskazuje, że na każdy nagłówek prasowy kończący się znakiem zapytania można odpowiedzieć „nie”. Prawo to zostało nazwane tak od nazwiska Iana Betteridge’a, brytyjskiego dziennikarza piszącego o technice. Warto jednak wiedzieć, że koncepcja ta jest znacznie starsza. Zjawisko bywa zwane „prawem Davisa” lub „regułą publicystyczną”.

W prostych słowach można powiedzieć, że zasada ta mówi o tym, iż tytuły sformułowane jako pytania, na które można odpowiedzieć w prosty sposób nie lub tak, są zwykle przynętą na kliknięcia lub mają na celu wywołanie szumu bez faktycznego spełnienia obietnicy zawartej w nagłówku. Artykuły z takim początkiem najczęściej zawierają historię, która jest tendencyjna lub wyolbrzymiona.

Jak prawo działa w świecie PR?

Wydawać by się mogło, że nagłówki, które straszą lub wywołują mocne emocje, są dobrym sposobem na przyciągnięcie uwagi, ale pomiędzy nami (agencją PR) a publikacją jest jeszcze dziennikarz, który zajęty polowaniem na prawdziwe informacje znak zapytania potraktuje: „nie kłopocz się za bardzo czytaniem tego”.

Pomimo prawdy wynikającej z tej zasady, media i marki nadal stosują słowne pułapki, zwłaszcza w dziedzinie wiadomości internetowych. Przykładowo wiele e-commerców ulega pokusie tworzenia bardziej sensacyjnych nagłówków niż dokładnych tytułów. Jednak ta niedźwiedzia przysługa dla czytelników ostatecznie podważa zaufanie do mediów i do danej marki. Nie jest to warte krótkoterminowego zysku.

Przeglądając kolejny raz codzienną prasówkę zauważcie, na jak wiele nagłówków jesteście w stanie szybko odpowiedzieć nie lub tak, a także ile tytułów jest sprzecznych z tym, co znajdziecie w zawartości artykułu.

Z perspektywy agencji PR przyciągnięcie uwagi owszem, jest bardzo istotne, ale nadrzędną wartością jest dostarczenie rzetelnego i merytorycznego materiału, który chętnie będzie publikowany i przedrukowywany w jakościowych mediach oraz wykorzystywany przez uznanych dziennikarzy.